sobota, 4 maja 2019

Najsmaczniejszą z Pyr znajdziecie w Poznaniu!

          Od Pyrkonu trochę już minęło. Zastanawiałam się, czy umieścić krótką notkę na temat całego wydarzenia na Facebooku, czy może powinnam opisać je dla wąskiego grona w kilku śmiesznych tweetach. Uznałam, iż najprzyjemniejszą i najlepszą formą do przekazania moich myśli będzie notka na blogu, która równocześnie trochę go wskrzesi i tchnie jakąś świeżość pomiędzy komiksową rutynę, jaka wkradła się w boziowe social media.

 
Nie należę do konwentowych wyjadaczy, dla których Pyrkon jest Świętym Graalem wszelakich wydarzeń tego typu - pierwszy raz przyjechałam do Poznania w 2015 (albo 2016?) roku, więc ciężko mi odnieść się chociażby do wczesnych edycji festiwalu, by mieć jakiekolwiek porównanie z obecnym stanem rzeczy. Notka ta absolutnie nie ma na celu recenzji wydarzenia, oceny konwentu pod względem atrakcji, organizacji, czy czegokolwiek innego - nope. Jedyne, co chcę zrobić, to opowiedzieć o fajnych rzeczach, które na Pyrkonie mi się przytrafiły, i które będę wspominać bardzo ciepło.

Tegoroczna edycja jest dla mnie naprawdę wyjątkowa, ponieważ pierwszy raz pojawiłam się na Pyrkonie w charakterze gościa bloku komiksowego (wiecie, byłam w tej takiej zakładce “Goście”, gdzie dałam zdjęcie z cv, a potem żałowałam, że po prostu nie strzeliłam sobie selfiaka w parku pod jakimś krzunem). W związku z tym faktem, w programie wydarzenia pojawiły się punkty z moim udziałem.


Disco-piórniczek, o który kilka osób mnie pytało - został kupiony na stoisku Szop&Stuff na Pyrkonie rok wcześniej.
W tym roku zgarnęłam drugi:)


Oba panele dyskusyjne, w jakich przyszło mi uczestniczyć, świetnie poprowadziła Marta Falkowska (niektórzy z Was na pewno kojarzą Martę z polskiego komiksowa jako autorkę ilustracji i komiksów niezależnych). Pierwsza z dyskusji dotyczyła komiksu autobiograficznego, gdzie mogłyśmy z Anią Krztoń pogadać sobie o tym, co robimy i w sumie wyszło na to, że realizujemy w zasadzie podobne scenariusze - co było dla mnie ciekawym i rozwijającym przeżyciem, ponieważ… no, nigdy wcześniej nie pomyślałam o swoich komiksach w kategorii komiksu autobiograficznego. Może to przez przywiązanie do terminu “śmieszne komiksiki”, dla których mam swoją osobną, pseudonaukową teorię (może kiedyś powstanie o tym notka).

O ile na dyskusji o komiksie autobiograficznym pojawiło się relatywnie niewiele osób (sporą rolę odegrała tu zapewne wczesna godzina), to już przy okazji drugiego panelu, Sala Komiksowa była wypełniona po brzegi. Tym razem tematem było prawo autorskie w Internecie, i powiem szczerze, że długo zastanawiałam się nad tym, czy aby jestem odpowiednią osobą do wypowiadania się w tej kwestii. Wcześniej wielokrotnie poruszałam temat mojej polityki “rozpowszechniania” Bozióweczek i przytoczyłam ją również na wspomnianym panelu. Myślę, że nie ma sensu po raz kolejny opisywać tego tutaj. Chciałam natomiast podziękować wszystkim, którzy dotrą do tego wpisu i byli obecni na sali - dzięki za udział, ciekawe pytania i za naprawdę żywą dyskusję w pewnym momencie, gdy z tymi pytaniami się nieźle rozkręciliście. W przypadku bardziej zamotanych problemów (z którymi nawet podchodziliście do mnie po panelu) niestety nie mogłam udzielić jednoznacznej odpowiedzi poza oczywistą poradą udania się po pomoc do prawnika ze specjalizacją w prawie autorskim. Moja wiedza w tym zakresie jest raczej podstawowa, ale cieszę się, że miałam sposobność pogadania z Wami o kwestii internetowych grabieży na tej wielkiej sali.

Bardzo ucieszyła mnie również kolejka osób na autografach i starałam się z każdym z Was uciąć sobie pogawędkę w trakcie rysowania. Niezwykle miłym przeżyciem jest zobaczenie na żywo osób, z którymi w jakiś sposób mam kontakt poprzez moje social media - które gdzieś tam, w innych miejscach na Ziemi śledzą te moje bazgrołki albo biadolenie na Twitterze i uważają, że to, co robię, jest fajne. Dzięki! Chcę, żebyście pamiętali, że czytam każdy komentarz, a na wszystkie privy staram się odpowiadać z największym zaangażowaniem. Jesteście najlepszymi odbiorcami moich rysuneczków, jakich mogłam sobie wymarzyć.

Chciałabym tutaj zatrzymać się na chwilę. Przy okazji autografów podeszła do mnie pewna Pszczółka i zostawiła mi prezent razem z listem. Miałam ostatnio trudny czas, a Twoje słowa bardzo podniosły mnie na duchu i sprawiły, że naprawdę poczułam się dużo lepiej. Dziękuję :)


Pszczółkowy prezent.

Zdecydowanie najfajniejszym aspektem wydarzeń, takich jak Pyrkon, jest zobaczenie się z dawno nie odwiedzanymi znajomymi. I z tego miejsca pozdrawiam wszystkie Mordeczki, z którymi po długim czasie mogłam się wreszcie spotkać - między innymi dziewczyny ze stoiska Szop&Stuff, od których zgarnęłam kilka fantów, Odmęty Absurdu, od których dostałam ciastko, Koty to Zło, którą spotkałam jeszcze w niedzielę na ramenie, Bastionowiczów, którzy naprawili stół na strefie gastro i masę innych osób. Co by to była za Pyra bez zobaczenia Was?


 Fanty od Szopów - kot Nytka i opos od Szaris.


Sygnowane ciacho od Odmętów oraz naklejka z autorskim rysunkiem córki Ani - jak dla mnie bomba.


         W tym roku miałam również dostęp do strefy vip, gdzie przyszłam drugiego dnia po wodę i kanapkę, a dostałam pięciogwiazdkowy bufet i obiad obok Stana Sakai. Stan napisał potem na Twitterze, że nigdy nie jadł tak dobrych rzeczy na konwencie. Potwierdzam, ja chyba w ogóle nie jadłam tak dobrych rzeczy nigdy w życiu.

         Przyznam, że stresowałam się tym, czy wszystko na tym Pyrkonie wyjdzie okej. Wyszło. Było super. Dzięki i do zobaczenia za rok! A jeśli niektórzy z Was wybierają się za tydzień, 11 maja, na Dzień Darmowego Komiksu w Poznaniu, to do zobaczenia szybciej. Na miejscu będziecie mogli dostać za darmo mój drugi zin, narysowany przy okazji 24 Hour Comics Day i dostać podpis. Ponadto, będę brała udział w spotkaniu autorskim o wdzięcznej nazwie “MAKE ZINES NOT WAR” o godzinie 14:30 - wraz z innymi rysowniczkami opowiemy Wam trochę o zinach i rysowaniu, oczywiście.


Kostka pyrkonowa, którą dodano mi do vipowego rynsztunku - dzięki Pyrkon! Zrobię z niej użytek.



sobota, 10 grudnia 2016

Poznań, Zła Noga i Ptaszki - trochę wrażeń, trochę recenzji



W ubiegłą sobotę miałam okazję po raz pierwszy zagościć na Comics Wars – jednodniowej imprezie odbywającej się w budynku Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu. Chciałabym napisać kilka słów o samym evencie. I trochę więcej słów o komiksach, które przyjechały stamtąd wraz ze mną do domu. A nieoczekiwanie przyjechało ich więcej, niż pierwotnie planowałam przygarnąć. 

 


sobota, 26 listopada 2016

Książkowa polecanka - nietypowa biografia psychoterapeuty

W tym tygodniu na chwilę wychodzimy z rzeki tematów związanych z historią sztuki. Najwyższa pora na trochę lżejszy tekst. Na przykład mini-recenzję dobrej książki – „prawdziwej książki, prawdziwego człowieka”.


                Po „Oswoić narkomana” sięgnęłam bardziej z ciekawości niż faktycznego zainteresowania tematami uzależnień. Przez pewien okres czasu ogromnie zajmowały mnie zagadnienia związane z rozwojem osobistym oraz psychoterapią (jakoś wybitnie oryginalna to tutaj nie będę – w końcu mamy wielki boom na samodoskonalenie). Pośród wielu artykułów, wywiadów i ciekawostek w przeróżnych miejscach w sieci czy prasie, kilka razy rzuciło mi się w oczy nazwisko Roberta Rutkowskiego – pedagoga i psychoterapeuty, dość znanego w naszym kraju. Postanowiłam odkopać nieco więcej informacji i dowiedziałam się, że Pan Robert prowadzi sesje terapeutyczne dla osób mających problemy z uzależnieniami, a do tego właśnie wydaje książkę. Nadal średnio zainteresowana, przesłuchałam kilka rozmów z autorem. I to właśnie niezwykle lekki, szczery sposób opowiadania o ciężkich tematach przekonał mnie do zapoznania z tą osobą nieco bliżej.

sobota, 19 listopada 2016

Memy w sztuce: o co chodzi z tym kwadratem?

Gdyby ktoś poprosił mnie o wskazanie najbardziej obśmianego dzieła w całej historii sztuki, prawdopodobnie bez żadnego zawahania odpowiedziałabym „Czarny kwadrat na białym tle”. Chyba żaden inny obraz nie został przejechany takim walcem szyderstwa, co znane dzieło Kazimierza Malewicza. Powstało tyle śmiesznych tekstów i obrazków z nim związanych, że zdecydowanie zasługuje on na miano najbardziej „memicznego” dzieła wszech czasów. Czy słusznie? No, nie bardzo. 


piątek, 11 listopada 2016

Młody twórco, czego ty właściwie chcesz?

Zacznijmy w odrobinę luźniejszym tonie – bałaganiarską notką, która potknie się o wiele tematów. Może nawet mnie samej poukłada trochę w głowie.  


 We współczesnym świecie twórcy mają twardy orzech do zgryzienia i w sumie nie ma co się oszukiwać, że kiedykolwiek było inaczej („ach, artyści”). W dobie swoistego „boom’u estetycznego”, gdzie bardzo wiele sfer życia analizowanych jest właśnie pod kątem estetycznym, można odnieść wrażenie, że cały otaczający nas świat powinien być skondensowanym dziełem sztuki. Ciężko się odnaleźć w czymś, czego nie możemy jednoznacznie zdefiniować, a co otacza nas z każdej strony, gdziekolwiek nie pójdziemy. Różni ludzie mają różne kryteria, wedle których pojmują zarówno sztukę jak i estetykę. Sztuka nie ma już żadnej jednoznacznej definicji i chyba lepiej dla niej samej, by nikt więcej takowej nie formułował. Istnieje co prawda ta sławna, bardzo ogólna definicja autorstwa Władysława Tatarkiewicza, którą profesorowie starszej daty w plastykach i akademiach jeszcze długo będą nam wsadzać łopatami do głów, ale i ona obecnie nie wydaje się szczególnie aktualna.

Z kulturą wyczerpania jesteśmy już trochę pogodzeni. Wszystko „już było” i najdobitniej zaakcentowali to artyści zajmujący się re-fotografią w latach 80. XX wieku (choć sugestie ku temu w świecie sztuki wypłynęły dużo wcześniej). Będąc twórcą, dobrze jest zdawać sobie z tego sprawę chociażby w stopniu „umiarkowanym” - w zależności od tego, co chcemy tworzyć i jaki mamy cel naszego tworzenia. No i tu się rodzi pytanie – czego my właściwie chcemy?